Teneryfa w rzeczy samej jest kompaktowa, bo wszystko co możliwe i najlepsze umieszczone jest na jednej wyspie. A jeśli czegoś na niej nie ma, to ilość dóbr przyćmiewa jej braki. Wszystko wypisz wymaluj jak mój mały aparat kompaktowy, z którym wybrałem się w fotograficzną podróż po Teneryfie. Co ma piernik do wiatraka lub co znowu Stachowiak wymyślił? Przyznaję bez bicia- nic nie wykombinowałem, ja tylko inspiruję się ludźmi. Tym razem byli to ci, którzy często powtarzają mi, że cudowne robię zdjęcia… i pewnie mam bardzo drogi sprzęt. Mówią też, że oni mają zwykłego kompakta i nic im z niego nie wychodzi- muszą sobie kupić lustrzankę. A ja już teraz pytam się: “po co?” Czy to zawsze ma sens? Co z powiedzeniem, że to nie aparat robi zdjęcia tylko fotograf? Czy tak jest? Czy bez dobrego i drogiego aparatu to nawet najlepszy fotograf sobie nie poradzi? Spytam się przy okazji tych najlepszych, a póki co, będę się trzymać innej zasady, że doświadczony fotograf jest w stanie lepiej wykorzystać aparat kompaktowy, niż początkujący najlepszą lustrzankę. Tak więc zaryzykowałem, zabierając ze sobą aparat kompaktowy, jako podstawowe narzędzie do mojej fotografii podróżniczej.
To był lot w ciemno, choć instrukcję obsługi przeczytałem od dechy do dechy. To podstawa, którą polecam również podczas swoich warsztatów fotograficznych. Jest takie powiedzenie: “brak przygotowania to przygotowanie do porażki.” To dotyczy każdej dziedziny. W tym przypadku fotografii oraz podróży po wyspie- szczególnie, kiedy ma się na wszystko mało czasu. Przed wylotem wiedziałem co chcę zobaczyć, jak tam dotrzeć, co sfotografować i czym. To miał być fotograficzny powrót do przeszłości, choć część z tego była dla mnie nowa. Mam na myśli Teneryfę, bo kompakt nie był mi obcy w przeszłości. Czy nie można tego tak nazwać, kiedy przesiadamy się z lustrzanki na kompakt? Z pewnego punktu widzenia tak, ale tylko z jednego. Tego mentalnego, ale ja postanowiłem wybić to sobie z głowy. Podjąłem więc działanie i pierwsze kroki zacząłem robić będąc paradoksalnie w powietrzu, w moim oderwaniu, tuż na Teneryfą. Postanowiłem podjąć ryzyko, nie mając gwarancji sukcesu. Czy go odniosłem?
Początki były proste i przyjemne, choć ziemia spękana przez słońce, którego promienie wbijały się jak igły akupunktury. Światło w fotografii to podstawa, ale jego przesyt działa tak samo jak na człowieka- co za dużo to nie zdrowo. Mimo spowolnionych przez upał ruchów, nie działałem automatycznie- to wykluczone. Świadomy wybór ustawień dawał mi szansę stawać twarzą w twarz z tymi dokuczliwymi promieniami. Mocno przymknięta przysłona, dokładnie jak moje oczy, aby tylko przez tę małą szczelinę i tylko przez ułamki sekund zapisać zastany obraz. A kiedy tego słońca było już dla mnie za dużo, opuściłem głowę ku ziemi i po śladach poszedłem tam, gdzie najlepsze ukojenie. Do wody, do oceanu, który paradoksalnie, nie należy tutaj do najcieplejszych.
Po kilku dniach zobaczyłem, że wszystko idzie dobrze, a Teneryfa i mój mały aparat zachwycają mnie przy każdej nadarzającej się okazji. Bałem się, że to może się skończyć, ile może być dobrego? Warunki idealnie współpracują, bo ilość światła była na wysokim poziomie, a gdy jeszcze padało z boku tuż nad horyzontem, ukazywało się piękno Teneryfy, podkreślając to co w niej niepowtarzalne. Karmiony wyjątkowością zacząłem głodnieć. Chciałem czegoś więcej. Spróbować tego co nie jest mi obce, kiedy posiadam swoją lustrzankę- zacząć malować migawką (czasem naświetlania). Przecież nie ma nic prostszego jak przymocować aparat na statywie i na długim czasie naświetlania utrwalić to co stałe i rozmyć to co ciągle w ruchu. Ta zabawa przerodziła się w test. Czy ten mały, nie sprawiający do tej pory problemów aparat, poradzi sobie z moim zamysłem? Przecież ja już tak mam, że najpierw oczami wyobraźni widzę to co chcę uzyskać za pomocą posiadanego aparatu. Nie po to tyle lat nad tym pracowałem. Poczułem się trochę jak specjalista, tester. W sumie dlaczego miałem sobie tego żałować, w końcu byłem na wakacjach- mogłem poczuć się wyjątkowo. Mój stan zadowolenia wzrastał z kolejnym zdjęciem, które ukazywało się na małym wyświetlaczu. Najdłuższy do uzyskania czas naświetlania w aparacie okazał się być wystarczający do zrealizowania mojego kadru w głowie. Wykorzystując ustawienia manualne zrobiłem wszystko co było możliwe- wykorzystałem możliwości kompaktu. Czy potrzebowałem czegoś więcej? Tak, kolejny raz cieszyć się chwilą.
Kto był ten wie i ja też się przekonałem, że Teneryfa z każdej możliwej strony jest inna i stałe na niej jest tylko zaskoczenie. Jeszcze przed chwilą bajkowy tunel z drzew, by za chwil parę patrzeć na stoki pokryte kaktusami. Ogrom gór, wąskie drogi, wszystko płynnie zmienia się jak kalejdoskopie . Wyciągam aparat kolejny raz, aby to raz ująć widok w panoramie, to skupić się na detalach, które tkwią w pięknych kwiatach opuncji. Trudno jest się oprzeć i nie zrobić zdjęcia, kiedy z daleka widzę konfrontacje małej serpentyny na tle ogromnej skalnej ściany. Czułem się czasem jak standardowy japoński turysta, ale szkoda było tego nie zapisać- wykorzystując możliwość przybliżenia tej skały i krętej drogi tak blisko jak tylko pozwolił mój kompakt. To istna zabawa ogniskową, przysłoną i czasem naświetlania.
Choć aparat kompaktowy może ograniczać to jednocześnie daje możliwość myślenia kreatywnego- pobudza tych, którzy tego chcą. Szukajmy rozwiązań- nie problemów. Jeśli widzę, że wraz zachodzącym słońcem, aparat zaczyna sobie nie radzić, bo są szumy, ziarno i inne przypadłości to przymykam na to oko… Dzięki temu tworzę zupełnie inny obraz- taki, który spełni moje oczekiwania do zaistniałej sytuacji. Ciemne kontury intrygują, a ukryte w cieniach skały wprowadzają tajemniczość, tylko niebo zdradza, że uczestniczymy w festiwalu kolorów, które serwuje na natura podczas zachodzącego słońca. To wszystko tworzy wyjątkowość chwili, która w fotografii nazywa się złotą godziną. Czy jest sens martwić się iso, szumy na zdjęciach? Po co? W tym przypadku nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba- tylko delektować się chwilą.
Podążając drogą samorozwoju, w poszukiwaniu nowych kadrów, rozwiązań trzeba też rozglądać się na boki, aby czegoś nie przeoczyć. Prosta droga, choć często piękna, przyjemna i łatwa, bywa czasem zgubna, bo monotonia potrafi uśpić jak te piękne słońce, które tam mocno świeci nad nami. Ja często rozglądam się na boki, aby dostrzec coś więcej, coś nowego. Lubię też się zatrzymać, nazywam to odświeżeniem umysłu. Przemierzam z aparatem przez swój świat, wiedząc, że nie raz droga będzie kręta i często pod górkę. Jestem jednak spokojny, bo wiem, że to najlepsza ścieżka na szczyt. Tak było i tym razem. Choć była to moja najtrudniejsza ze zdobytych gór ( 3718 m.n.p.m), to stanąłem na samym czubku wulkanu Teide i z uśmiechem na twarzy zrobiłem mym małym kompaktem kilka zdjęć- wiedząc jedno. Odniosłem swój mały sukces- bo każdy ma swój Mount Everest.
Kiedy ktoś pyta mnie jaki ma sobie kupić aparat, standardowo, choć niepoprawnie odpowiadam pytaniem. Dokładnie serią pytań. Po co ci ten aparat, do czego będziesz używać, co zrobisz ze zdjęciami, które nim zrobisz, czy w ogóle je wywołasz? Bez tych odpowiedzi, nie padnie moje kolejne pytanie: “ile chcesz wydać na aparat?”, bo bez tej wiedzy, można spytać: “ile chcesz stracić na aparat?” Taki dystans do chęci posiadania tego co najdroższe, największe daje szansę wybrać to co najlepsze, a więc adekwatne do potrzeb- nie zachcianek. Brzmi jak filozofia- trudno, ale takie podejście do życia ułatwia mi je.
Kiedy oglądam te zdjęcia to miło wspominam czas spędzony na wyspie i piękne widoki, którymi dzieli się Teneryfa. Choć fotografia stanowi u mnie podstawę w życiu zawodowym, a każde zdjęcie z podróży daje potencjalnie szansę zarobku, to tym razem postanowiłem poczuć się jak na wakacjach. Fakt, że trudno to nazwać relaksem, skoro i tak ciągle biegałem z kompaktem, ale to była lekka, kompaktowa przyjemność. Wszystko po to, aby podczas zabawy pokazać, że ograniczenia często są w naszej głowie. Nie szukajmy więc problemów, ale rozwiązań. Ja to zrobiłem i mam nadzieję, że to co przyjemne dla mnie będzie pożyteczne dla innych.
Wyprzedzając pytania dotyczące tego aparatu, już odpowiadam. Zabrałem ze sobą aparat kompaktowy, którego cena półkowa utrzymuje się na poziomie 1700 złotych. Przy wyborze tego modelu brałem pod uwagę możliwość ustawień manualnych- wszystko po to, aby móc samemu w pełni decydować o przysłonie i czasie naświetlania. Kolejnym ważnym dla mnie elementem to zapis w formacie RAW- wiedziałem, że pozwoli mi to na dobrą post produkcję. Aparat ten może poszczycić się bardzo jasnym obiektywem jak na kompakt- światło jest od 2.0 do 2.8 przy ogniskowej 28-112 (razy crop). To mi wystarczyło. Aparatów z takimi parametrami lub podobnymi nie brakuje na rynku i prawie każda szanująca się firma posiada coś w swoim porftolio- trzeba tylko wiedzieć czego szukać.
Nie szukajmy też dziury w całym, nie pytajcie o aberracje chromatyczne, dystorsje, dyfrakcję czy winietowanie- wyłączcie komputery, wyjdźcie z domu i róbcie zdjęcia. Bawmy się!
Fotografia to mój sposób na życie i największa pasja. Przywożę piękne zdjęcia z podróży, dalekich i bliskich. Na co dzień towarzyszy mi fotografia ślubna, reportażowa i komercyjna. Charakter i klimat zdjęć idą w parze z moją osobowością. Dobry fotograf umie patrzeć na świat i dostrzegać piękno tam, gdzie pozornie go nie widać, a z połączenia pasji, wiedzy i wrażliwości powstają najlepsze zdjęcia.
Polecam: Przepisy kulinarne